Spis treści
Dziś większość z nich wróciła do ochrony dyskotek i klubów nocnych, a rynek wierzytelności zdominowały duże korporacje, zatrudniające poważnych prawników, menedżerów, trenerów, czy psychologów. Ale czy zmieniły się również cele i służące ich osiągnięciu metody?
Dawne formy motywowania do zapłaty zostały sklasyfikowane tam, gdzie ich miejsce – zostały uznane za działalność przestępczą. Obecnie pierwszy front kontaktu z dłużnikiem to nowoczesne call center wspierane drukarnią, która wypluwa dziesiątki tysięcy wezwań do zapłaty dziennie. Dodatkowe wsparcie stanowią rejestry dłużników oraz kształtujący się rynek informacji o rzetelnych płatnikach.
Cel – odzyskanie pieniędzy
Co pozostało niezmienne? Cele. Nie można postawić zarzutu z tytułu racjonalnego działania, które w przypadku przedsiębiorcy zawsze polega na maksymalizacji zysku. Ale najwyższe potencjalne zyski obiecuje działalność bliska w mojej ocenie spekulacjom, chociażby kupowanie, tzw. wierzytelności wysokiego ryzyka na rynku B2C, nazywanych również pakietami śmieciowymi. Na tym skrajnym biegunie znajdują się wierzytelności słabo udokumentowane, a więc mogące budzić wątpliwości, co do ich istnienia: wierzytelności przedawnione oraz takie, które były już przedmiotem bezskutecznej egzekucji komorniczej. Jak zarabia się na należnościach, które nie nadają się do dochodzenia przed właściwymi organami, czyli przed sądem i komornikiem (które nie zasługują na ochronę prawną)? Na czym polega przewaga firmy windykacyjnej w ich dochodzeniu?
Windykacja kiedyś i dziś
Wróćmy na chwilę do windykatorów terenowych z początku artykułu. Jednym ze źródeł ich dochodów było odzyskiwanie wierzytelności, które nie nadawały się do dochodzenia przed sądem. Przykład: pan Janek powiedział, że pan Heniek ma oddać to, co ten mu pożyczył. Motywacja do zwrotu w tym przypadku budowana była o niepewność pana Heńka – czy windykator użyje w stosunku do niego przemocy fizycznej, czy też nie.
Obecnie do dłużnika wysyłany jest list (lub kilka listów) przedstawiający wachlarz konsekwencji: egzekucję komorniczą, drogę sądową, działania terenowe, zaangażowanie detektywów, wpisy do rejestrów, utrudnienia w zaciąganiu kredytu, czy podpisaniu umowy o abonament telefoniczny. Windykator telefoniczny umacnia tę motywację, próbując nawiązać kontakt z dłużnikiem kilkakrotnie w ciągu dnia między godziną 6 a 22 od poniedziałku do niedzieli. Zdarza się, że dłużnik nie pamięta faktu nieuregulowania jakiegoś zobowiązania, więc pyta o szczegóły lub dokumenty źródłowe. Windykator oświadcza, że nie może ich udostępnić. Wie, że całe zobowiązanie oparte jest o oświadczenie szanowanej instytucji, która kiedyś udzieliła pożyczki lub stała się wierzycielem z innego stosunku prawnego. Motywacja dłużnika budowana jest poprzez powołanie się na szereg autorytetów formalnych: firmę windykacyjną, prawnika, sąd, komornika, które z kolei są zapowiedzią niezrozumiałych dla niego konsekwencji: postępowania, zabezpieczenia, procesu, egzekucji, wpisu do rejestrów. Większość z nich nigdy nie będzie zastosowana, ponieważ wierzytelność jest tak słabej jakości, że ryzyko przegranej jest zbyt duże. W argumentacji używa się ponadto konsekwencji, które nawet nie istnieją. Za przykład mogliby posłużyć windykatorzy jednego z banków, którzy podobno wydawali dłużnikom „telefoniczny nakaz zapłaty”.
Standardy tworzone przez menedżerów są realizowane przez słabo opłacanych pracowników call center wynagradzanych podobnie, jak dawniej – za osiągnięcie sukcesu. Góra zastanawia się, ile można jeszcze przesunąć granicę, żeby nie narazić się na odpowiedzialność karną lub odszkodowawczą, a dół czeka aż góra odwróci wzrok, aby tę granicę troszkę nagiąć. Sprawia to czasem wrażenie, jakby szefowie firm windykacyjnych przebrali się ze skórzanych kurtek w eleganckie garnitury, zamiast milczących dużych panów zatrudniając chudych, ale wygadanych studentów.
Konsekwencje naruszenia przepisów prawa wydają się dość iluzoryczne: UOKiK odstępował od wymierzenia kary w zamian za zaprzestanie naruszeń lub wymierzał kary nielicujące z dochodami osiąganymi przez branżę – łącznie około miliona złotych w ciągu kilku lat na rynku, na którym w obrocie znajdują się wierzytelności o wartości kilkudziesięciu miliardów złotych. Czy można zatem wierzyć, że przedsiębiorca (windykator) sam na siebie nałoży klauzulę moralności i nadal będzie w stanie konkurować na rynku? Uważam, że tak. Należy tylko budować świadomość i kulturę prowadzenia działalności gospodarczej – zarówno wśród firm windykacyjnych, jak i ich klientów.