Zgodnie z projektem dozwolone byłoby odejście od ustalonej kwoty o 5 proc. Oprócz tego maksymalnie 15-procentowe upusty zostałyby dopuszczone na targach książki, a maksymalnie 25-procentowe – dla instytucji kultury i bibliotek. Mniej płacić mogłyby także stowarzyszenia rodziców kupujących podręczniki szkolne.
– Pomysł nie jest wymyślony przez nas, gdyż jest to rozwiązanie legislacyjne i gospodarcze stosowane w większości krajów europejskich – mówi agencji informacyjnej Newseria Biznes Włodzimierz Albin, prezes Polskiej Izby Książki, zrzeszającej wydawców, księgarzy i drukarzy, oraz prezes wydawnictwa Wolters Kluwer. – Istnieje on w takich państwach jak m.in.: Niemcy, Francja, Holandia, Hiszpania, Włochy czy Portugalia.
Celem takich regulacji przybierających postać rozwiązań prawnych lub porozumień branżowych jest, zdaniem szefa PIK, chęć ochrony mniejszych księgarni.
– Jeśli traktujemy książkę jak zwykły towar, to okazuje się, że mali dostawcy książek znikają – zauważa Albin. – Z polskiego rynku w ciągu ostatnich lat zniknęło ponad 25 proc. księgarń. Nie zostały one zastąpione przez internet ani e-booki. Jeśli trend ten się utrzyma, to będziemy mieć lukę pokoleniową w dostępności do książek. Dlatego uważamy, że wspomniane regulacje powinny znaleźć się także w Polsce – dodaje.
Czytelnik też zyska
Jeśli parlament zdecyduje się na przyjęcie proponowanej ustawy, to jej głównym beneficjentem będą mniejsze księgarnie. Jak przekonuje Albin, ich zysk nie będzie się wiązać ze stratą dla czytelników.
– Na pewno spadną ceny książek mających więcej niż rok – mówi prezes PIK. – Ponadto czytelnik będzie miał nadal dostęp do większej liczby punktów sprzedających książki, także tych, obok których codziennie przechodzi. Będzie mógł w nich zamówić każdą książkę, gdyż regulacja nakazuje także każdemu księgarzowi sprowadzenie na żądanie czytelnika każdej pozycji dostępnej na rynku – dodaje Włodzimierz Albin.