Najlepszym przykładem przydatnej usługi, z której korzysta niewielu jest CashBack, czyli możliwość wypłaty gotówki w sklepie. Niemal wszyscy posiadacze kart płatniczych dosyć często wypłacają pieniądze z bankomatów. Czasami płacą dodatkową prowizję za możliwość swobodnego korzystania ze wszystkich bankomatów. Tymczasem sklepów, w których można skorzystać z usługi CashBack jest znacznie więcej niż bankomatów. Ponadto taka wypłata jest często darmowa (np. w PKO BP, mBanku), a jeśli prowizja jest naliczana, to zwykle jest niewielka (np. 0,99 zł w Pekao).
CashBack posiada także pewne wady. Po pierwsze, żeby sprzedawca wypłacił nam pieniądze, musimy dokonać u niego zakupów. Na szczęcie może to być drobna rzecz. Po drugie za pomocą tej usługi nie można wypłacić jednorazowo więcej niż 200 zł. Ograniczenia nie są zatem duże. Problem polega jednak na tym, że większość osób kojarzy sklep z miejscem, gdzie się wydaje, a nie otrzymuje gotówkę. Z tego względu chociaż udogodnienie funkcjonuje już od kilku lat, nadal nie jest zbyt popularne.
Kolejną usługą, która nie cieszy się dużą popularnością, a może zaoszczędzić sporo kłopotów naszym bliskim, jest dyspozycja na wypadek śmierci. Jeśli złożymy taką dyspozycję to w przypadku naszej śmierci bank będzie mógł przekazać nasze pieniądze wskazanym przez nas osobom nie czekając na rozstrzygnięcie postępowania spadkowego. W rezultacie nasi bliscy otrzymają pieniądze bardzo szybko.
Trzeba jednak dodać, że poprzez dyspozycję na wypadek śmierci pieniądze można przekazać tylko bliskiej rodzinie, czyli małżonkowi, wstępnym (rodzice, dziadkowie), zstępnym (dzieci, wnuki) i rodzeństwu. Dodatkowo przepisy ograniczają maksymalną kwotę dyspozycji. Suma wypłat dla wszystkich wskazanych przez nas osób nie może przekroczyć 20-krotności przeciętnego miesięcznego wynagrodzenia w sektorze przedsiębiorstw, bez wypłat nagród z zysku. Obecnie taki limit wynosi około 76 tys. zł.
Warto też dodać, że koszt ustanowienia dyspozycji nie jest wysoki (około 15 zł). Dlaczego więc usługa nie jest zbyt popularna? Przyczyną jest najprawdopodobniej brak wiedzy o takiej usłudze. Nie bez znaczenia jest również fakt, że będąc w sile wieku często w ogóle nie bierzemy pod uwagę możliwości śmierci w najbliższym czasie.
Mało popularne są również usługi, które chronią przed kradzieżą. Stosunkowo niewiele osób korzysta z możliwości zmiany limitu bezpieczeństwa na swoich kartach czy powiadomień SMS o wykonywanych operacjach. Także ubezpieczenia kart wykupują nieliczni. Tymczasem w przypadku kradzieży pieniędzy z karty jesteśmy tylko w pewnym stopniu chronieni przez prawo. Straty do kwoty 150 euro, czyli ok. 625 zł, zwykle trzeba pokryć z własnej kieszeni.
Jarosław Sadowski
Główny analityk firmy Expander