Istotą e-pożyczek, funkcjonujących również pod pojęciem pożyczek społecznościowych, jest zaciąganie zobowiązania w postaci kwoty zwykle nie wyższej niż 2 tys. zł od innych użytkowników specjalnego serwisu internetowego np. TrustBuddy, Kokos.pl czy Finansowo.pl, którzy są skłonni zainwestować w naszą potrzebę nagłego zastrzyku dodatkowej gotówki. Osoba potrzebująca wsparcia finansowego, określa ile pieniędzy potrzebuje i z jakim oprocentowaniem jest gotowa oddać dług. Na pomoc może zdecydować się kilka osób. Brak udziały pośredników przekłada się na szybkość otrzymania zobowiązania.
Mikropożyczki rosną w siłę ze względu na to, że tradycyjne banki rygorystycznie podchodzą do potencjalnych kredytobiorców, a tym ze złą historią kredytową wręcz uniemożliwiają pozyskanie potrzebnych środków. E-pożyczki nie wymagają też przeprowadzania skomplikowanych procedur biurokratycznych. Badania przeprowadzone przez PriceWaterHouseCoopers wykazały, że na wirtualną pożyczkę decyduje się co 25 osoba, szukająca zastrzyku gotówkowego. W celach bezpieczeństwa każdy e-dłużnik sprawdzany jest pod względem widnienia np. w Krajowym Rejestrze Długów.
Z duchem czasu nie idą jednak pomysłodawcy nowelizacji ustawy o nadzorze rynku finansowego, którzy chcą, aby do art. 105 ust. 4 dodano pkt. 4 w brzmieniu – „pozostałym kredytodawcom – informacji stanowiących tajemnicę bankową w zakresie niezbędnym do oceny zdolności kredytowej konsumenta, o którym mowa w art. 9 ustawy z dnia 12 maja 2011 r. o kredycie konsumenckim pod warunkiem uzyskania pisemnej zgody osoby, której informacje te dotyczą.” W praktyce oznacza to, że firmy specjalizujące się w udzielaniu pożyczek za każdym będą sprawdzały wiarygodność kredytową potencjalnego pożyczkobiorcy wyłącznie po otrzymaniu na taką weryfikację pisemnej zgody.
W segmencie nastawionym na elektroniczne rozwiązania zapewniające szybkość procedury transakcyjnej brzmi to jak anachronizm. Klientowi, który potrzebuje pieniędzy na już, a będzie musiał wydłużyć okres oczekiwania na środki, do czasu aż kurier dostarczy jego pisemną zgodę do pożyczkodawcy może to być nie w smak. Jeszcze gorzej jeśli będzie musiał odwiedzić pocztę i tracić czas w kolejce na wysłanie stosownego dokumentu. Przepisy nieadekwatne do realiów, w Polsce mamy ponad 17 mln użytkowników sieci, mogą okazać się hamulcem dla rozwoju wirtualnych pożyczek, a co za tym idzie sprzyjać powstawaniu szarej strefy tej części rynku, a także wycofywaniu się firm pożyczkowych w bardziej sprzyjające prowadzeniu działalności miejsca.
Może warto pójść śladem innych krajów Starego Kontynentu, m.in. Szwecji czy Estonii, które starają się maksymalnie odformalizować obrót prawny w internecie i umożliwić zawieranie jak największej ilości umów w formie elektronicznej?