Bez względu na planowane przez rząd zmiany w systemie emerytalnym, wysokość przyszłej emerytury, jaką będzie wypłacał ZUS, w relacji do zarobków tuż przed osiągnięciem wieku emerytalnego (tzw. stopa zastąpienia), nie będzie zachwycająca. Wyliczenia dokonywane przez różnych ekspertów, czy to rządowych czy niezależnych, wskazują, że wysokość emerytury w optymistycznym wariancie nie przekroczy 50-60 proc. ostatniej pensji. Przy czym mowa tu tylko o tych, którzy przez cały czas będą pracowali, bez żadnych przerw, na dodatek na podstawie umowy o pracę, a nie na jakichkolwiek innych zasadach, gdzie składki na ubezpieczenie emerytalne są niższe lub nie ma ich wcale.
Wszystkie wyliczenia dotyczące wysokości przyszłej emerytury opierają się na szeregu założeń, np. odnośnie do tempa rozwoju gospodarczego, tempa wzrostu płac w gospodarce czy indywidualnego wynagrodzenia za pracę każdego z nas. Siłą rzeczy są więc obarczone sporym marginesem błędu, zwłaszcza, że dotyczą okresu kilkudziesięciu lat. W takim czasie może się wydarzyć dosłownie wszystko.
Załóżmy więc wariant umiarkowanie optymistyczny, czyli że stopa zastąpienia wyniesie 50 proc. Oznacza to ni mniej, ni więcej, że po przejściu na emeryturę dochody z miesiąca na miesiąc spadają o połowę. Tę lukę można załatać tylko w jeden sposób, odpowiednio wcześniej zaczynając oszczędzać we własnym zakresie. Sposobów na odkładanie jest wiele, można wybrać bezpieczne lokaty bankowe, obligacje skarbowe czy polisę ubezpieczeniową, a można też pograć trochę bardziej ryzykownie, inwestując np. w fundusze inwestycyjne. Tak naprawdę każde z tych rozwiązań jest dobre, bo chodzi po prostu o to, żeby coś odkładać, żeby była świadomość tego, że państwowa emerytura w większości przypadku zapewni życie na poziomie minimum socjalnego.
Najbardziej istotną kwestią jest to, jak dużo i przez jaki czas powinno się odkładać, żeby osiągnąć zamierzony cel. 30-letni mężczyzna, pracujący na podstawie umowy o pracę od ośmiu lat, zarabiający aktualnie w okolicach średniej krajowej, 3800 zł brutto, wiek emerytalny (67 lat) osiągnie w 2050 roku. 3800 zł brutto to jakieś 2700 zł netto, czyli to, co dostaje na rękę. Zakładając średni roczny wzrost wynagrodzenia rzędu 2,5 proc., w 2050 roku wynagrodzenie netto osiągnie poziom ok. 6700 zł. Połowa tej kwoty to ok. 3350 zł. Niestety to nie będą te same pieniądze co obecnie. Średni wzrost cen dóbr i usług konsumpcyjnych, czyli mówiąc potocznie inflacja, sprawi, że siła nabywcza tych pieniędzy znacznie zmaleje. Nie można przewidzieć jak będzie się ona kształtowała w tak długim okresie czasu, ale można przyjąć, że będzie oscylowała w okolicach 2,5 proc., czyli celu inflacyjnego, jakiego stara się strzec Rada Polityki Pieniężnej. Przy takiej średniej inflacji za 37 lat 3350 zł będzie odpowiadało mniej więcej dzisiejszym ok. 1350 zł. Z pewnością nie jest łatwo utrzymać się za taką kwotę, a o wakacjach pod palmami nawet nie ma co myśleć. A trzeba jeszcze raz wyraźnie podkreślić, że mówimy teraz o wariancie umiarkowanie optymistycznym.
Wracając do naszego przykładowego 30-letniego mężczyzny, żeby po przejściu na emeryturę nie zastąpił drastyczny spadek dochodów, powinien od dziś zacząć odkładać ok. 380 zł miesięcznie, czyli niecałe 15 proc. swojej pensji netto. W obliczeniach zakładamy średnią roczną stopę z inwestycji w wysokości 4 proc. oraz roczne indeksowanie, czyli coroczne zwiększanie odkładanej co miesiąc kwoty o 2,5 proc. Gdyby jednak zaczął odkładać od samego początku pracy zawodowej, czyli od 22. roku życia, aby osiągnąć ten sam efekt, wystarczyłoby odkładać nieco ponad 1 zł na każde zarobione 10 zł.
Jeśli jednak poczekałby i za oszczędzanie zabrałby się dopiero w okolicach 40. urodzin, mając do emerytury 27 lat, musiałby oszczędzanie zacząć od ok. 720 zł miesięcznie, a to – zakładając 2,5-proc. roczny wzrost zarobków, który oczywiście może być większy – oznaczałoby, że musiałby liczyć się z tym, że miesięcznie musiałby na ten cel przeznaczać ponad jedną piątą wynagrodzenia netto.
Z powyższych wyliczeń, pamiętając nawet, że mają charakter bardzo szacunkowy, wynika jedno: im szybciej zaczyna się oszczędzać z myślą o dodatkowej emeryturze, tym lepiej, bo jest to mniejszym obciążeniem dla domowego budżetu.
Bernard Waszczyk, Open Finance