Wiadomość o śmierci kogoś bliskiego niesie ze sobą szereg negatywnych emocji i uczuć. Próbujemy zaprzeczać, nie dowierzamy. Jak wielki jest ciężar zaakceptowania bolesnej rzeczywistości, przekonał się każdy, kto utracił najukochańszą osobę. Zmiany w życiu, wywołane nagłym osamotnieniem, potrafią zrodzić rozdzierający serce ból. Ból tym silniejszy, im bliższe były relacje wiążące nas ze zmarłym. Okres żałoby często zdaje się nie mieć końca. Jedni pragną, aby wszystko, co pozostawił po sobie zmarły, trwało w niezmienionym stanie, inni potrzebują gruntownych przemian.
Niestety, każdego dnia na drogach giną ludzie. Choć spada liczba śmiertelnych wypadków, statystyki policji i tak są zatrważające. Tylko w ostatnim roku na drogach zginęły 3202 osoby. Kiedy za śmierć odpowiedzialny jest posiadacz pojazdu, obowiązany do wykupienia polisy OC, bliskim zmarłego przysługuje roszczenie do zakładu ubezpieczeń o wypłatę zadośćuczynienia i innych świadczeń odszkodowawczych. Ubezpieczyciele idą jednak w zaparte, gdy do zdarzenia doszło przed 3 sierpnia 2008 roku.
Ze swojego prawa do ubiegania się o świadczenia odszkodowawcze skorzystali najbliżsi pana K, zmarłego wskutek wypadku komunikacyjnego. Państwo K byli kochającym się małżeństwem od blisko dwudziestu lat. Mieli syna, z którym tworzyli szczęśliwą rodzinę. Rodzice, wspólnymi siłami, z trudem wyremontowali i urządzili swoje pierwsze wspólne mieszkanie. Mieli wiele marzeń i planów na przyszłość. W 2004 roku doszło jednak do zdarzenia, które raz na zawsze zmieniło życie żony i syna pana K. Tamtego dnia pani K była w pracy, gdy otrzymała informację, że jej mąż miał wypadek samochodowy. Tuż przed tą wiadomością słyszała za oknem dźwięk sygnałów karetki pogotowia, jednak ani przez chwilę nie przeszło jej przez myśl, że to dźwięk karetki pędzącej na ratunek do jej małżonka. Niestety, na skutek doznanych obrażeń pan K zmarł po przewiezieniu do szpitala. Sprawcą zdarzenia był kierowca pojazdu, który w gęstej mgle wyprzedzał samochód ciężarowy i zderzył się z jadącym z naprzeciwka samochodem pana K. Sam poniósł śmierć na miejscu.
Żona i syn zmarłego pana K popadli w żałobę. Pani K wydała wszystkie posiadane środki na remont urządzonego z mężem mieszkania, nie mogła bowiem odnaleźć się w nim sama, bez ukochanego. Ciężar życia na kredyt wymusił na niej zmianę pracy i wyjazd z kraju. Poszkodowani poszukiwali pomocy u doradcy odszkodowawczego, który pomógł im uzyskać z polisy OC sprawcy wypadku stosowne odszkodowanie z tytułu pogorszenia ich sytuacji życiowej, w wysokości w sumie 21 tys. zł. ZUS wypłacił zasiłek pogrzebowy. Po kolejnych trzech latach państwo K podpisali z zakładem ubezpieczeń ugodę sądową, na mocy której ubezpieczyciel wypłacił im skapitalizowaną rentę alimentacyjną.
Po ośmiu latach od wypadku, gdy wydawać się mogło, że w sprawie nie pozostało już nic do zrobienia, pan K, syn zmarłego, zupełnie przypadkiem spotkał się z reprezentantem Grupy Doradczej Prawno-Medycznej. Po wstępnej rozmowie został skierowany do prawnika GDPM. Z analizy stanu faktycznego i prawnego wynikało, że państwo K w dalszym ciągu mogą ubiegać się o dalsze świadczenia odszkodowawcze. Nowy pełnomocnik przystąpił do kompletowania dokumentacji. W pierwszej kolejności wniósł do zakładu ubezpieczeń o udostępnienie kopii akt sprawy. Niestety, już na tym etapie zakład ubezpieczeń postanowił zastosować autorską interpretację przepisów i odmówił udostępnienia pism poprzedniego pełnomocnika państwa K, powołując się na ochronę praw autorskich. Nie przeszkodziło to jednak w zgłoszeniu żądania wypłaty zadośćuczynienia za doznaną krzywdę w wysokości 200 tys. zł dla każdego z poszkodowanych oraz dodatkowych kwot tytułem stosownego odszkodowania za znaczne pogorszenie sytuacji życiowej. Odpowiedź towarzystwa była odmowna. Ubezpieczyciel argumentował, że brak jest podstaw prawnych dla przyznania zadośćuczynienia za śmierć w zdarzeniu sprzed 3 sierpnia 2008 roku. Taka interpretacja stanu prawnego stała w sprzeczności z aktualną linią orzeczniczą. Odmówiono także dopłaty do odszkodowania. Po konsultacjach ze swoimi klientami, prawnicy złożyli do sądu pozew, domagając się przyznania dla żony i syna zmarłego kwot 200 tys. zł zadośćuczynienia dla każdego z nich oraz odpowiednio 90 tys. zł i 85 tys. zł z tytułu stosownego odszkodowania. Kiedy zakład ubezpieczeń otrzymał korespondencję z odpisem pozwu, zmienił swój pogląd na sprawę. W piśmie skierowanym do pełnomocnika procesowego państwa K poinformował o woli polubownego zakończenia sporu i częściowym uznaniu roszczeń. Ubezpieczyciel podjął decyzję o wypłacie 20 tys. zł zadośćuczynienia dla każdego z roszczących oraz odsetek za zwłokę.
Większość zakładów ubezpieczeń uważa, że przed nowelizacją, która nastąpiła 3 sierpnia 2008 roku, nie istniały przepisy przewidujące możliwość wystąpienia z roszczeniem o zadośćuczynienie za doznaną krzywdę. Firmy ubezpieczeniowe opierają swe stanowiska odmowne o zasadę lex retro non agit (prawo nie działa wstecz), czym wprowadzają w błąd poszkodowanych, którzy myślą, że ich roszczenia nie mają podstaw w prawie. Tymczasem w tej kwestii niejednokrotnie wypowiadały się sądy, biorąc w obronę osoby poszkodowane. W swych wyrokach podkreślają, że podstawą prawną do ubiegania się o zadośćuczynienie za krzywdę spowodowaną śmiercią osoby bliskiej, która nastąpiła na skutek czynu niedozwolonego przed zmianą przepisów kodeksu cywilnego, są przepisy art. 448 k.c. w zw. z art. 24 §1 k.c.
Pamiętaj: Sąd może przyznać najbliższemu członkowi rodziny zmarłego zadośćuczynienie pieniężne za doznaną krzywdę na podstawie art. 448 w związku z art. 24 § 1 k.c., także wtedy, gdy śmierć nastąpiła przed dniem 3 sierpnia 2008 r. wskutek uszkodzenia ciała lub wywołania rozstroju zdrowia.
Orzecznictwo: uchwała Sądu Najwyższego z dnia 13 lipca 2011 r., sygn. III CZP 32/11
W opisywanej sprawie mamy do czynienia z radykalną zmianą stanowiska zakładu ubezpieczeń, jednak dopiero na skutek wystąpienia na drogę sądową. Można przypuszczać, że ubezpieczyciel przekalkulował ryzyko przegrania sporu sądowego, które wiąże się przecież z kosztami. Przyznał jednak zadośćuczynienie na minimalnym poziomie, dlatego GDPM nie wycofało pozwu. Przepisy kodeksu cywilnego i wykładnia Sądu Najwyższego są po stronie poszkodowanych. Warto walczyć do końca.